Niestety ten dzień musiał nastąpić. To właśnie dzisiaj będziemy wracali z La Digue przez Praslin do Mahe, żeby ponownie usiąść w A330 linii Air Seychelles i polecieć na Stary Kontynent. Zanim to jednak nastąpi mamy czas do godziny 15, który zamierzamy wykorzystać jak najlepiej.
Po śniadaniu udaliśmy się w kierunku portu, żeby wypożyczyć rowery i pojechać na rowerach na północ La Digue, a następnie na południe. Port La Passe to miejsce, które mijaliśmy do tej pory codziennie w drodze na plaże. Można tutaj zobaczyć liczne katamarany i jachty przycumowane na przystani. Podobno o poranku odbywa się w tym miejscu targ rybny, na którym można zaopatrzyć się w świeżo złowione, morskie zwierzęta. W tym niewielkim miasteczku znajdziemy kilka okazałych budynków. Znajdują się w nich kawiarnie i restauracje, a zapewne kiedyś były to kolonialne rezydencje. Poza tym mamy tutaj stację benzynową, sklepy z pamiątkami i bank. We wspomnianych sklepach czy też marketach najlepiej płacić lokalną walutą. Można ją wymienić w bankach bez prowizji.
Wróćmy jednak do naszej przejażdżki rowerowej. Mieliśmy spore problemy, żeby wytargować lepszą cenę niż 150 rupii za jeden pojazd, więc nie chcą już więcej tracić czasu przystaliśmy na taką propozycję. Pojechaliśmy aż do końca drogi na północy, a po drodze robiliśmy liczne zdjęcia, które widzicie powyżej i poniżej. Później posnorkowaliśmy na plaży przy jednym z ekskluzywnych hoteli. Głównie zachęciła nas do tego informacja, że jedna z dziewczyn widziała tutaj żółwie. My niestety nie mieliśmy tyle szczęścia.
Z uwagi na ograniczony czas postanowiliśmy tego dnia odwiedzić ponownie plaże Anse Source d’Argent, pokąpać się w oceanie i spokojnie poplażować. Był pomysł, żeby podjechać w okolice Grand Anse i przejść na plażę kokosową, ale to zajęłoby nam zdecydowanie więcej czasu. Nauczeni już doświadczeniem, że na La Digue najlepiej kupować w tzw. take away’ach podjechaliśmy do jednego i ponownie zakupiliśmy małe przekąski. Niestety banan w karmelu okazał się być mało smaczny.
O godzinie 16 opuszczamy promem La Digue. Droga z naszego domku do portu jest krótka. W ogóle teraz odległości na wyspie wydają nam się mniejsze. Poznaliśmy prawie każdy jej zakątek, może nawet się tu trochę zadomowiliśmy? Bilety mieliśmy już kupione wcześniej, więc tylko oddajemy rowery i idziemy na prom na Praslin. Siadamy na zewnątrz i całą drogę podziwiamy piękne widoki i piękną La Digue, od której oddalamy się coraz szybciej. Nie ma dużych fal, a cała wycieczka trwa dosłownie 20 minut. Po dotarciu do portu na Praslinie idziemy na autobus, żeby dojechać nim na lotnisko, które jest po drugiej stronie wyspy. Podobno kierowcy nie chcą brać pasażerów z bagażami, ale my ryzykujemy. Cena taksówki byłaby wielokrotnie wyższa, więc warto spróbować. Jak się domyślacie, udało się 🙂
Czasu jednak do nadania bagażu mieliśmy jak na lekarstwo, ale wszystko przebiegło po naszej myśli i już po godzinie mogliśmy lądować na Mahe, gdzie czekała nas przesiadka na samolot do Paryża. Tym razem przerwa wynosiła około 3 godzin, dlatego mogliśmy wszystko załatwić ze spokojem. W ten sposób nastąpił koniec naszego pobytu na rajskich Seszelach, ale nie koniec wycieczki, bowiem zostaliśmy jeszcze w Paryżu dwa dni. O tym pobycie opowiemy Wam w kolejnym wpisie.
Najnowsze komentarze