Tytuł tego wpisu brzmi co najmniej strasznie. Właśnie tyle godzin od wejścia do pierwszego samolotu, do wejścia do domu zajęła nam podróż z Honolulu. Ale po kolei. Lot z największego miasta na Hawajach odbyliśmy na pokładzie linii American Airlines. Podobnie jak poprzednio podano na początku napoje, a dalszy serwis był płatny. Z uwagi, że lot ten zaczynał się ok. 22, to prawie w całości go przespaliśmy.
Po wylądowaniu w Los Angeles mieliśmy w planach przeczekanie naszego 9 godzinnego stopoveru w saloniku Alaska Airlines lub Air Canada. Niestety nasze mobilne boarding passy na żadnej bramce nie chciały działać i nie mogliśmy przejść do strefy odlotów. Ponieważ British Airways miało dopiero pierwszy tego dnia lot do Londynu o 15 (ten, którym my lecieliśmy) to przyszło nam czekać aż do godziny 12 na otwarcie stanowisk check in i ponowne odprawienie się i wydrukowanie biletów. Byliśmy zmęczeni i głodni, dlatego od razu poszliśmy do saloniku Korean Airlines, który znajduje się w terminalu międzynarodowym. To tutaj czekaliśmy na lot do stolicy Anglii. Rejs ten wykonywany był samolotem Airbus A380. Przelot trwał ok. 10 godzin i był bardzo spokojny. Ponownie szybko nastał zmrok, dlatego po podaniu obiadu poszliśmy spać.
W Londynie musieliśmy zmieć lotnisko z Heathrow na Luton. Wpierw jednak poszliśmy na śniadanie do saloniku No.1, który nie się czego wstydzić. Posiedzieliśmy tam, aż do 14 przez co zjedliśmy jeszcze obiad (makaron, sałatki, baranina). Żeby z lotniska dojechać na Luton można skorzystać z bezpośrednich połączeń autobusowych, które są jednak bardzo drogie. Najtaniej, ale wcale nie tanio można dojechać metrem do centrum (bilet 6 Funtów) i dalej EasyBusem na Luton (od 1 Funta). Dzięki temu cały transfer pomiędzy lotniskami udało się zamknąć < 50 złotych.
Na lotnisku w Luton przeszliśmy kontrolę bezpieczeństwa po odstaniu w długiej kolejce i udaliśmy się do saloniku Aspire, który znajduje się na 1 piętrze i jest obecnie w renowacji. Pomimo tego można tutaj zjeść kilka przekąsek, zupę z grzankami i świeże pieczywo. Najważniejsze jednak jest to, że można uniknąć tego szumu i gwaru , który panuje na podlondyńskim lotnisku. Nasz rejs do Gdańska był opóźniony ok. 40 minut, co niestety nie pozwoliło nam zdążyć na Polskiego Busa do Poznania. W związku z tym nie mieliśmy za bardzo wyboru i 4 godziny spędziliśmy na oczekiwaniu na lotnisku w Gdańsku. Dobrze, że warunki do spania w nocy w strefie ogólnodostępnej co bardzo dobre. Kolejnego dnia o 5:55 mieliśmy pociąg TLK Intercity do Poznania, skąd kolejnym po godzinie 12 dojechaliśmy do domu. Tak właśnie w ok. 50 godzin przemieściliśmy się z Hawajów do Polski. Przez kolejne dni jet lag nie opuszczał nas i dawał o sobie znać dosyć znacząco. To jednak nie zniechęciło nas, żeby 10 dni później wyruszyć w kolejną wyprawę. Tym razem krótszą, bliższą, ale chyba bardziej egzotyczną. Już teraz zapraszamy do relacji z Wietnamu.
Wylot z Los Angeles
Obiad w Londynie
Najnowsze komentarze