Po wylądowaniu na lotnisku w Kona szybko przemieściliśmy się na przystanek z którego firma Dollar, gdzie mieliśmy zarezerwowany samochód odbiera swoich klientów i zawozi do swojego biura. Na miejscu nie ma specjalnej kolejki, dzięki czemu po 15 minutach ruszamy już w drogę do naszego Hostelu. Dodajmy, że zdecydowaliśmy się skorzystać z opcji pełnego ubezpieczenia + pełnego baku paliwa (oddajemy pusty), co kosztowało nas na trzy dni dodatkowe 85 dolarów.
Podróżując już po zmierzchu nie mieliśmy okazji podziwiać krajobrazów Big Island. Dzięki bardzo dobrym wskazówkom i mapie dotarliśmy bez większych problemów na miejsce naszego noclegu. Tutaj na drzwiach wisiała karteczka z naszymi danymi. Pomimo różnicy czasu o 12 godzin nie mieliśmy żadnych kłopotów z zaśnięciem.
Według legend przekazywanych tutaj z pokolenia na pokolenie, najmłodsza w archipelagu Wielka Wyspa narodziła się w wyniku walki dwóch kapryśnych bóstw: Pele – bogini wulkanów i Kamapuy – boga pogody. Dało to początek wyspie jedynej w swym rodzaju, gdzie można spotkać kilkanaście różnych stref klimatycznych! Wystarczy przejechać dziesięć mil z miejsca słonecznego (mówię tu o temperaturze ponad 30°C), żeby znaleźć się w deszczu, któremu towarzyszy spadek rzędu dziesięciu stopni.
Na Big Island spędziliśmy trzy niepełne dni. Pierwszego z nich udaliśmy się do Hilo, które nie jest miastem dużym (ma około 45.000 mieszkańców), ale bardzo ładnie położonym. Wcześniej odwiedziliśmy wodospad Akaka. Droga od parkingu do wodospadu wiedzie przez tropikalny las z palmami, bambusami, olbrzymimi paprociami i mnóstwem innych roślin. Po mniej więcej 15 minutach marszu oczom ukazuje się Akaka Falls, spadający do położonego 127 m niżej jeziorka w głęboko wciętej dolinie. Widok robi wrażenie.
Stąd ruszyliśmy do jednej z największych atrakcji turystycznych Hawajów – Parku Narodowego Wulkanów Hawajskich (Hawaii Volcanoes National Park). Przy wjeździe do parku spotyka nas miła niespodzianka – w czasie obecnego weekendu nie są pobierane opłaty za wstęp. Następnie ruszamy na
– szosę okrążającą krater tarczowego wulkanu Kilauea. Z krateru bez przerwy wydobywa się dym, ale z tego miejsca nie widać rozpalonej lawy. Co kilka lat Kilauea wybucha, wyrzucając w niebo ogniste race. Ponieważ erupcje są z reguły łagodne, widowisko to ściąga tysiące turystów. My nie mamy, niestety, okazji by zobaczyć taki spektakl.
Kolejnym naszym punktem jest Thurston Lava Tube (tunel utworzony przez zastygłą lawę), który przechodzimy, a następnie robimy jedną z tras trekkingowych, która ma niecałe 4 mile. Zejście lasem tropikalnym po zboczu krateru Kilauea na sam dół, dalej spacer przez sam środek zaschniętego jeziora lawowego i powrót zahaczając o „tuby” magmowe – wydrążone przez gorącą lawę tunele skalne. Spacer jest bardzo przyjemny i oferuje ciekawe widoki. Przez park przechodzi również uskok orientalny – rów tektoniczny można zobaczyć gołym okiem. Można skorzystać z okazji (co uwiecznimy na zdjęciu) żeby znaleźć się jednocześnie na obu płytach!
Później robimy trasę Chain of Craters Road, która wiedzie na brzeg oceanu i jak nazwa wskazuje – wzdłuż łańcucha kraterów. W czasie blisko 30 km drogi mija się szereg kraterów i miejsc dawnego wypływu lawy, takich jak Kilauea Iki, Keanakakoi, Lua Manu, Puhimau, Ko’oko’olau, Hi’iaka, Pauahi, Pu’u Huluhulu, Mauna Ulu, Kealakomo, Muliwai a Pele, Devil’s Throat. Olbrzymie pola zastygłej lawy z niedawnej przeszłości (lata 70., 80. i 90. XX wieku) budzą respekt przed potęgą natury. Droga kończy się na stromym, lawowym wybrzeżu koło Holei Sea Arch (łuk skalny, o który rozbijają się wody oceanu). Tutaj robimy zdjęcia i wracamy. Warto podkreślić, że moc wiatru tutaj nie pozwala nam utrzymać drzwi przy wychodzeniu z samochodu.
Kolejnego dnia próbujemy zdobyć szczyt Mauna Kea, czyli najwyższą górę Hawajów. Niestety jest to niemożliwe bez samochodu z napędem na cztery koła. Mniej więcej na wysokości 2.000 m n.p.m. skręcamy w stronę Mauna Kea (po hawajsku: Biała Góra), cały czas wspinając się pod górę. Maksymalnie docieramy do „Visitor center”, noszącym imię hawajskiego astronauty Ellisona Onizuki, który zginął w katastrofie promu „Challenger” w 1986 roku, można posilić się, kupić napoje, gadżety i pamiątki, a także przebrać się w cieplejszą odzież. Centrum jest położone na wysokości około 3.000 m n.p.m. Niestety od tego miejsca droga robi się szutrowa. Jesteśmy ponad chmurami, a widoki są wspaniałe.
Dalszą część naszego pobytu przeznaczamy na odwiedzenie najpopularniejszych plaż. Linia brzegowa na północnym-zachodzie jest wyjątkowo słoneczna i obfituje w piaszczyste plaże. Zaczęliśmy od Hapuna Beach – turkusowa woda i drobniutki piasek. Zdecydowanie najpiękniejsza na Big Island. Później jeszcze była Waikoloa Beach – zdecydowanie mniej oblegana oraz zatoka Kiholo, która oferuje kamienisty, czarny brzeg. Ta ostatnia zdecydowanie nas nie urzekła.
Ostatni nocleg na wyspie mamy w mieście Kailua-Kona w hotelu Holiday Inn Express. Jest on zupełnie nowy i bardzo dobrze wyposażony. Otrzymujemy bardzo duży pokój, w którym jest wszystko czego potrzeba. Tego wieczoru korzystamy z siłowni i jacuzzi na dworze. Lepszej końcówki pobytu na Big Island nie mogliśmy sobie wyobrazić. Kolejnego dnia rano dostajemy śniadanie, które jednak jest dosyć podstawowe i niespecjalnie smaczne (jajecznica z proszku, kawa z termosu itd.). Poza tym nie mamy zbyt dużo czasu, bo właśnie tego dnia lecimy na kolejną wyspę – Maui. O pobycie na niej przeczytacie w kolejnym wpisie.
Waipio Valley
Akasa Falls
Rainbow Falls w Hilo
Tunel wydrążony przez płynącą lawę
Hapuna Beach
Holiday Inn Express Kailua-Kona
From katarzyna:
dziekuje bardzo za szczgolowy opis pobytu.Za 2 tygodniere wybieram sie na hawaje i musze wybrac pomiedzy BIG Island i MAui; wczesniej spedze kilka dni na kauai. Czy mozecie mi poradzic?
kasia
From Mati:
Dzięki za komentarz. Trudno zdecydować jednoznacznie – czy będziesz wypożyczała samochód? Chcesz zwiedzać czy raczej poplażować?