lut 25

Zwiedzanie muru chińskiego i powrót do domu

przez w Chiny

Podczas ostatniego dnia pobytu w Chinach planowaliśmy odwiedzić Wielki Mur Chiński, czyli pozycję wręcz obowiązkową dla każdego turysty, który przylatuje do Pekinu. W zasadzie kilkakrotnie podczas zwiedzania Stolicy Państwa Środka spotykaliśmy liczne agencje turystyczne, które oferowały nam wycieczkę w to miejsce. Nie zachęciły nas jednak te propozycje, bowiem nie dosyć, że były drogie, to podobno odbywają się w licznych grupach, a dojazd autobusem trwa bardzo długo. Zdecydowaliśmy się odbyć taką wycieczkę na własną rękę.

Rano zjedliśmy śniadanie i wróciliśmy do naszych pokoi spakować się. Bagaże zostawiliśmy w specjalnej przechowalni i pojechaliśmy metrem na stację Beijing North Railway Station. Tutaj niestety nie mogliśmy połapać się, gdzie jest stacja kolejowa, bowiem nie było żadnych znaków. W końcu spotkaliśmy Chinkę, która bardzo dobrze mówiła po angielsku. Taka znajomość języka obcego od razu mocno wzbudziła naszą uwagę, ale jak się okazało była ona rzeczywiście przyjaźnie nastawiona i chciała nam pomóc. Zaprowadziła nas na wspomnianą stację i po rozmowie z policjantem stojącym przed wejściem podała nam, że od 1 listopada 2016 roku zmienił się sposób dojazdu do Badaling na Mur Chiński. Wyżej wymieniona stacja została zamknięta (minimum do 2019 roku na czas remontu), a z uwagi na bardzo późną godzinę (było ok. 14) nie mamy zbyt wiele opcji, żeby tego dnia zobaczyć jeden z cudów świata. Byliśmy jednak mocno zmotywowani i postanowiliśmy spróbować.

Udaliśmy się jak najszybciej do stacji Huangtudian Railway Station, skąd odjeżdżał pociąg S2. Okazało się, że niebawem będzie właśnie odjeżdżał pociąg do Badaling. Szybko kupiliśmy bilety po czym przeszliśmy kontrolę bagażu i zasiedliśmy na dowolnych miejscach w wagonie, w którym nie było przedziałów. Przejazd trwał około 1,5 godziny, a już po ponad godzinie mogliśmy z okien oglądać fragmenty muru. Od razu przykleiliśmy się do szyb i obserwowaliśmy powoli zachodzące słońce pomiędzy szczytami gór.

Po dotarciu do stacji Badaling ruszyliśmy ekspresowym spacerem w stronę wejścia. Kupiliśmy wejściówki i poszliśmy zobaczyć jak mur prezentuje się z bliska. Warto sobie w tym miejscu przypomnieć, że został on zbudowany, aby chronić Chiny przed barbarzyńskimi ludami z północy. Jego budowę rozpoczęto w V wieku przed naszą erą, kiedy Chiny nie były jeszcze jednolitym krajem. Istniało wtedy kilka Królestw, które walczyły ze sobą, a jeden twór utworzyły w 221 r.p.n.e. Wtedy były już pewne odcinki muru, a cesarz Qin Shi Huanga postanowił je złączyć w całość, żeby chronić skuteczniej swój kraj. Do dzisiaj jest on uważany za twórcę Wielkiego Muru Chińskiego.

Do wykonania muru używano gliny i trawy. Mur miał tam wysokość tylko 2 metrów. W strategicznych punkach skorzystano z kamienia i cegły i tam mur miał 10 metrów wysokości i 7 metrów szerokości. Budowało go 3000 żołnierzy, setki jeńców i skazańców. Było to wielkie wyzwanie głównie ze względu na brak jedzenia i opału w odległych i dzikich miejscach Chin. Długość muru, który powstał za czasów cesarza Qin Shi Huanga to około 5000 kilometrów. Później był on jeszcze przedłużany, aż do około 10000 kilometrów. Później następowały jeszcze liczne zmiany za sprawą kolejnych dynastii, ale to co oglądamy dzisiaj to zasług dynastii Ming, która panowała w latach 1368 do 1644 i rozbudowała oraz zmodernizowała mur.

W roku 1987 Wielki Mur Chiński został wpisany na listę UNESCO, a w 2007 roku ogłoszono go jednym z siedmiu cudów świata. Dzisiaj mur ma 8851 kilometrów długości i ciągnie się od przełęczy Jiayuguan na pustynii Gobi, aż do Shanghaiguan na zachodnim wybrzeżu zatoki Pohaj.

Miejsce do którego my dotarliśmy to Badaling, co oznacza „szczyt za którym są drogi we wszystkich kierunkach”. To tutaj wiodła droga z Chin do Mongolii (przez wąwóz). Mur ma tutaj wysokość 7,8 metra i 5,5 metra szerokości. Wieże strażnicze wznoszą się na wysokość 10 metrów. Podobno w sezonie jest tu nieprawdopodobny tłok. Podczas naszego pobytu z uwagi na porę roku i późną porę nie było praktycznie nikogo. Miejsce to oferuje przepiękne widoki i naprawdę robi wspaniała wrażenie o każdej porze dnia. Pomimo, że byliśmy tutaj, kiedy się ściemniało to nie żałujemy tego czasu, bowiem spełniliśmy jedno ze swoich marzeń.

Naszym problemem był powrót do Pekinu, bowiem najbliższy pociąg odjeżdżał na 2 godziny, a nam najnormalniej było szkoda na czekanie w praktycznie wymarłym mieście, gdzie było ciemno i bardzo zimno. Spotkaliśmy grupę „naganiaczy”, którzy zgodzili się nas zwieźć do Pekinu za około 140 zł. Z uwagi, że koszt ten dzielił się na sześć osób, to ofertę przyjęliśmy (po drobnej negocjacji) i po pokonaniu około 70 kilometrów byliśmy już na pierwszej stacji metra, skąd pojechaliśmy na szybkie zakupy do dzielnicy Wangfujing.

To były nasze ostatnie godziny w Pekinie. Metrem wróciliśmy do hotelu Crowne Plaza Sun Palace, żeby odebrać nasze bagaże i skorzystać z toalety. Później poszliśmy na metro, którym podjechaliśmy na stację z której odjeżdża Airport Express. Niestety okazało się, że pociąg ten nie jeździ o tak później porze (było ok. 22) i byliśmy zmuszeni do wzięcia dwóch taksówek. Umówiliśmy się, że kierowcy pojadą z włączonym taksometrem. Oczywiście zaraz po ruszeniu kierowca w taksówce, którą ja jechałem chciał jechać dużo dłuższą drogą, żeby ominąć korki (których oczywiście nie było). Nie zgodziłem się na to i pokazałem mu na mapie, jak ma jechać. To jednak nie był koniec „atrakcji” związanych z taksówkarzami-oszustami. Po dotarciu na lotnisko zażądali oni więcej pieniędzy „za coś tam”. Było ciągnięcie bagażu, chwytanie za rękę itd. Oczywiście nie odpuściliśmy i otrzymali tyle pieniędzy ile pokazał licznik. Bardzo trzeba uważać na tego typu sytuacje i najlepiej jak najszybciej udać się do miejsca, gdzie jest więcej ludzi np. do terminalu lotniska, żeby np. skorzystać z bankomatu w celu zapłaty. Tam już było nam zdecydowanie łatwiej, bowiem byli obserwatorzy, a nawet policja. Oczywiście nikt nie mówił po angielsku, a my komunikowaliśmy się translatorem na telefonie.

Airbus A330-300 linii Hainan Air

Spacer po Zavarten

Salonik na lotnisku w Brukseli

Teraz nie pozostało nam nic innego jak udać się do stanowiska biletowo-bagażowego nadać nasze walizki do Warszawy. Czasu do odlotu było już bardzo mało i byliśmy jednymi z ostatnich pasażerów przez co dostaliśmy mało atrakcyjne miejsce w środku samolotu. Poza tym nie siedzieliśmy wszyscy razem. Mi udało się jeszcze szybko odwiedzić salonik i zjeść ekspresową kolację. Rejs do Brukseli samolotem Airbus A330-300 linii Hainan Air trwał około 10 godzin, po tym czasie wylądowaliśmy w stolicy Belgii i mieliśmy około 9 godzin oczekiwania na lot do Warszawy. Zdecydowaliśmy się na 2-godzinny spacer po miasteczku Zavarten w którym mieści się główny brukselski port lotniczy. Naszą podróż zakończyliśmy 2-godzinnym lotem do Warszawy i dalej pociągiem do Poznania. Wszyscy wrócili do domu zmęczeni, ale zadowoleni, że jeszcze pod koniec 2016 roku udało się zwiedzić kolejny bardzo ciekawy zakątek świata, zobaczyć nowe miejsca i poznać chińską kuchnię.

Pożegnalna herbata w Warszawie (Złote Tarasy).



Tagi: , , , , , ,

Zostaw komentarz