maj 23

„Zima” w Hong Kongu

przez w Hong Kong

Kolejny raz wstałem bardzo wcześnie, bo już przed 7 rano. Wszystko to było spowodowane zakupionym biletem na rejs powrotny do Hong Kongu o 11:30. Z drugiej strony mam dłuższy dzień i mogę więcej zrobić podczas tak krótkiego pobytu w każdym z miejsc na mojej trasie. Poszedłem więc od razu na śniadanie do restauracji, która znajduje się na poziome recepcji. Wcale nie jest łatwo tam trafić, bowiem zlokalizowana jest ona jakby pomiędzy innymi sklepami i restauracjami, które są w centrum handlowym. Dopiero jeden z ochroniarzy skierował mnie we właściwym kierunku (naprzeciwko MCDonalda). Wybór jedzenia zwala z nóg. Mamy wszystko czego dusza zapragnie. Nawet znalazło się miejsce dla kuchni japońskiej, indyjskiej czy chińskiej. Szkoda, że praktycznie nie byłem głody po świetnej kolacji poprzedniego wieczoru. W związku z tym nie zabawiłem tam długo i tylko podpisałem rachunek i poszedłem zobaczyć jak prezentuje się część rekreacyjna hotelu. Zawitałem na basen, gdzie otrzymałem ręcznik i poszedłem poopalać się na leżaku. Pogoda tego dnia była ponownie genialna i można było poczuć się jakby był środek lata.

Po skorzystaniu z basenu i jacuzzi wróciłem do pokoju, żeby zabrać swoje rzeczy i następnie wymeldowałem się z hotelu. Recepcjonistka twierdziła, że mam małe szanse zdążyć na prom (odpływał za 1:15 h) i radzi wziąć taksówkę zamiast czekać na hotelowy autobus. Postanowiłem jednak zaryzykować z tym, że oczekiwałem na jego przyjazd na złym stanowisku (piętro za nisko) i straciłem w ten sposób kolejne 20 minut. Zrobiło się trochę nerwowo, ale po skorygowaniu przystanku od razu wsiadłem i po chwili odjechaliśmy w stronę portu w Macau. Przejazd trwał około 20 minut, a ja od razu po wyjściu lekkim truchtem ruszyłem w kierunku terminalu. Do kontroli nie było kolejki, co sprawiło, że jeszcze przyszło mi czekać na wspomniany prom do Hong Kongu. Płynęliśmy około jednej godzin, nie bujało i na miejsce dotarliśmy o czasie. Tutaj jednak czekały na mnie spore kolejki do kontroli paszportowej.

Po załatwieniu wszystkich formalności przeszedłem do terminalu autobusowego, który znajduje się bardzo blisko przystani promowej. Wsiadłem w autobus numer 111 (koszt 9,3 dolara) i pojechałem w stronę zarezerwowanego na tę noc hotelu Intercontinental Grand Stanford Hong Kong. Przejazd zabrał mi około 25 minut, ale nie był to stracony czas, ponieważ siedziałem na górnym pokładzie w pierwszym rzędzie i miałem świetny widok na miasto. Zresztą zobaczcie sami na zdjęciach.

Z przystanku do hotelu czekał mnie krótki spacer. Po drodze mogłem przyjrzeć się sesji zdjęciowej młodej pary oraz zobaczyć politechnikę w Hong Kongu. Do hotelu dotarłem po godzinie 13. Mój pokój był już gotowy. Oprócz karty wręczono mi także voucher na drinka powitalnego w jednym z dwóch barów. W pokoju wszystko prezentowało się perfekcyjnie, zresztą lobby jak widzicie na zdjęciach także zachwyca. Niestety mój zachwyt szybko minął, kiedy przeczytałem kartę na biurku, że do 20 lutego basen jest nieczynny z powodu pracy z nim związanych. Była jednak adnotacja, że jeżeli ktoś jest zainteresowany skorzystaniem z basenu to ma skontaktować się z Duty Menagerem. Nic mi nie szkodziło, więc sięgnąłem za słuchawkę i zadzwoniłem zapytać. Wyjaśniłem, że przy tak świetnej pogodzie miałem na celu trochę się pokąpać. Dodałem, że szkoda wybrałem właśnie ten hotelu z uwagi na pięknie położony basen. Kobieta o imieniu Katie poprosiła mnie o chwilę cierpliwości. Po 10 minutach oddzwoniła z propozycją – na koszt hotelu mogę jeździć taksówką do położonego 1 km dalej drugiego hotelu Intercontinental i tam do woli korzystać z basenu. Dodatkowo w ramach zadośćuczynienia zaprasza mnie rano na śniadanie do restauracji. Poczułem się jakbym wygrał coś na loterii, bowiem drugi IC wydawał mi się jeszcze lepszy i oferował także genialne widoki z basenu bez krawędzi. Nie wybrałem go planując pobyt w HKG, ponieważ kosztował po ostatnich zmianach 60000 punktów za noc, co wydało mi się zbyt wygórowaną stawką.

To spowodowało, że zmieniłem swoje plany i zamiast wspinać się na wzgórze Wiktorii (na którym także byłem kilka lat temu, ale była mgła), to zdecydowałem się od razu pojechać do drugiego hotelu i wykorzystać słoneczną pogodę na kąpiel. Wziąłem rachunek z taksówki (minimalna stawka 22 HKD) i zameldowałem się w recepcji. Tam już wiedzieli, że basen w IC GS HKG nie jest czynny i że będę ich tymczasowym gościem. W tym miejscu już nic nie trzeba pisać – wystarczy popatrzeć na te widoki. Hong Kong z tej perspektywy zachwyca jeszcze bardziej.

Po niesamowitym relaksie udałem się na spacer po mieście. Uwielbiam obserwować piętrowe autobusy i tramwaje w Hong Kongu. Są niesamowicie klimatyczne. Ludzie czekają na nie ustawieni na przystankach, a kierowca wpuszcza ich do momentu, aż nie uzna, że dany pojazd jest już pełen. Swoją drogą kolorytu temu miastu dokładają także taksówki, którymi są w większości stare Toyoty. Większość z nich jest koloru czerwonego, ale widziałem też niebieskie czy zielone.

Chciałem tego dnia odwiedzić Aleję Gwiazd, czyli Star Avenue, ale jak się okazało jest ona zamknięta. Powstała chyba nowa atrakcja Garden of Stars, gdzie przeniesiono to co kilka lat temu oglądałem właśnie na słynnej alei ciągnącej się wzdłuż wybrzeża. To miejsce, gdzie znani aktorzy chińskiego kina zostawili odciski swoich dłoni. Są też pomniki filmowców czy Bruce Lee, a największym zainteresowaniem cieszą się odciski dłoni Jackie Chana.

Byłem tego dnia bardzo zmęczony, więc wróciłem spacerem do hotelu (nie narażałem już IC na kolejne koszty taksówki ;)) i położyłem się na godzinną drzemkę. Zrobiłem sobie także szybko coś do jedzenia (kupiłem w 7/11). Kiedy zapadł zmierzch, a mi wróciły siły to od razu wziąłem swój sprzęt fotograficzny i poszedłem ponownie na spacer, żeby popstrykać trochę fotek. Udało mi się zobaczyć znany stateczek w chińskim stylu z trzema żaglami, który możecie oglądać na wszystkich widokówkach Hong Kongu. Warto jednak wiedzieć, że całość napędzana jest silnikami, bowiem inaczej nie poruszałby się on z taką prędkością.

Nie zapomniałem jednak o voucherze na napój w barze, więc poszedłem do pubu, który znajdował się na terenie mojego hotelu. Tam grano muzykę na żywo. Zamówiłem piwo San Miguel (znane mi z Filipin) i słuchałem aż do północy, jak niewielki zespół grał dla hotelowych gości. Tak też dobiegł końca mój w sumie drugi już dzień w Hong Kongu.



Tagi: , , , , , , ,

Zostaw komentarz