wrz 09

W drodze do Kapsztadu – Poznań-Warszawa-Rzym

przez w Włochy

30 sierpnia 2013 roku rozpoczęła się nasza kolejna wycieczka. Tym razem celem była Republika Południowej Afryki, a przede wszystkim Kapsztad. Spakowani w jeden plecak i jedną małą walizkę pojechaliśmy taksówką przed 8 rano na lotnisko w Poznaniu. Tutaj o 9 mieliśmy zaplanowany lot do Warszawy polskim LOTem. Całkiem sprawne przejście kontroli bezpieczeństwa po odstaniu kilkunastu minut w kolejce z uwagi na wakacyjne czartery do Grecji i Tunezji. Następnie szybkie wywołanie paxów do autobusu i kolejne oczekiwania na komplet, żeby podjechać pod samolot. W czasie lotu podano wyłącznie wodę i mały wafelek Prince Polo. W stolicy zameldowaliśmy się przed 10, jednak wystąpiły nieoczekiwane utrudnienia, bowiem Agata zapomniała z samolotu telefonu komórkowego i musieliśmy udać się do informacji po numer do obsługi LOTu. Na szczęście komórka została przyniesiona nam w przeciągu kilku minut.

Dalej było już tylko lepiej. Wsiedliśmy w autobus do centrum, bilety kupiliśmy kartą zbliżeniową w automacie i wysiedliśmy dwa przystanki przed dworcem PKP. Tutaj odwiedziliśmy sklep Alsen, żeby kupić pokrowiec do mojego laptopa na tę długą podróż, bo wożenie komputera w plecaku bezpośrednio z innymi rzeczami to nierozsądny pomysł. Następnie mieliśmy iść na kawę, ale widok restauracji indyjskiej przekonał nas do zjedzenia wczesnego obiadu. Było pysznie. Dalej już powrót na lotnisko, odebranie bagażu z przechowalni (12zł za szafkę) i przejście kontroli przed lotem. Tuż po tym, o 14:00 dostałem telefon, że na lotnisko przyjedzie człowiek, który ma mi przekazać obiektyw na wyjazd, czyli muszę wyjść z hali i później przejść ponownie kontrolę. Mało czasu, ale dało radę. Mamy fajną eLkę do robienia fotek zwierzaków podczas safari. Lot do Rzymu odbył się bezproblemowo, na czas, a obłożenie wynosiło chyba 100%. Na miejscu kupujemy bilety na autobus do stacji Anganina, gdzie przesiadamy się w metro na Tremini i dalej jedziemy w kierunku hotelu, który jest położony dosyć daleko na peryferiach. Po drodze odwiedzamy oczywiście MCDonalda, gdzie zamawiamy kawę i lody MC Flurry. W wyjściu na odpowiednim przystanku pomaga nam pewien Włoch, który opowiada, że w tej dzielnicy mieszkają takie sławy, jak Batistuta, Totti czy…on. Meldujemy się w hotelu, zgarniamy hasło do WiFi i idziemy się kąpać. Pierwszy dzień bardzo udany.

IMG_3976

IMG_3986

IMG_3996

IMG_3992



Tagi: , , , ,

Zostaw komentarz