11 kwietnia 2017

Dookoła świata w 13 dni: Melbourne – najlepsze miasto do życia?

DCIM299MEDIA

Melbourne to miejsce, które mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło w trakcie mojego wyjazdu na weekend do Australii, który opisałem tutaj. Miałem olbrzymią ochotę tutaj wrócić i ponownie poczuć klimat tego miasta. Od zawsze kojarzyło mi się ono z Gran Prix F1 czy turniejem tenisowym Australian Open. Po ostatniej wizycie dowiedziałem się, że to także wspaniała architektura, przyroda i niesamowicie życzliwi ludzie. Ponownie nie miałem zdefiniowanego planu zwiedzania. Po prostu ruszyłem na spacer w kierunku centrum miasta. A miałem kawałek, bowiem z mojego Pullman & Mercure Melbourne Albert Park do centrum pieszo było 5 kilometrów. Ale przy tak genialnej pogodzie to żadnej problem.

Już od początku spaceru byłem zmuszony do podnoszenia głowy do góry. To wszystko z uwagi na niesamowite wieżowce, które mają w sobie coś niezwykłego. Nie mamy tutaj tylko stalowych czy szklanych ścian, ale bardzo wymyślne kształty i łączenia.

Po drodze mojego spaceru mijam m.in. Melbourne Cricket Ground,, czyli stadion, który jest w stanie pomieścić 100 widzów. Odbywają się tu wydarzenia sportowe, jak i kulturalne. W 1956 roku odbyły się w tym miejscu Igrzyska Olimpijskie.

Przekraczam bramy Royal Botanical Garden. Do tej pory byłem w naprawdę wielu parkach i ogrodach, ale ten zrobił na mnie doskonałe wrażenie. Jest ogromny i przepiękny. Dawno nie widziałem tak zadbanego parku. Można tutaj spotkać turystów (głównie Azjatów), jak i mieszkańców Melbourne.  Aż się dziwię, że nie byłem tutaj ostatnim razem. Gdybym mógł to spędziłbym tu nawet kilka godzin. Nie mam, więc idę dalej :).

Po drodze przechodzę przez Fitzroy Gardens, czyli kolejny park, gdzie znajduje się domek kapitana Cooka. Idę dalej aż natrafiam na Royal Exhibition Building wraz z Ogrodami Carlton. Jest to pierwsze dzieło ludzkich rąk w Australii, które zostało wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa Unesco. W tym miejscu zaczyna się nieco psuć pogoda – robi się wietrznie, ale słońce nadal się przebija.

Kiedy jest już po godzinie 17 zatrzymuję się w Hungry Jacks, gdzie zamawiam fast fooda. Niedaleko mijam Chinatown, gdzie słyszałem o wielu pysznych i niedrogich restauracjach. Nie decyduję się na wejście i idę dalej. Na wprost mnie idzie jakiś wielki protest Hindusów. Coś wykrzykują, a asekuruje ich policja. W związku z tym skręcam w pierwszą uliczkę w lewo.

Na koniec spaceru docieram pod Flinders Street Station, czyli lokalny dworzec. Wygląda pocztówkowo. Jego architektura zachwyca mnie od pierwszego wejrzenia. Stał się dla mnie pewnym symbolem tego miasta i nie potrafię przejść obok niego obojętnie. Tuż obok mamy Federation Square, czyli miejsce które swego czasu dzieliło mieszkańców Melbourne. Teraz jest to miejsce spotkań. Z jednej strony mamy rzekę, z drugiej galerie sztuki, a z trzeciej wspomniany dworzec. Tutaj dostępne jest cały czas darmowe i szybkie WiFi. Łapię łączność ze światem, siadam na murku i dzwonię przekazać najbliższym, że mimo że jestem tutaj sam, to otaczający mnie ludzie i widoki pozwalają mi na częsty uśmiech. W tym miejscu dostępna jest także informacja turystyczna. Tym razem nie odwiedzam jej. Podobno w tym miejscu odbywa się w listopadzie festiwal polski.

Cały czas wyczekuję zachodu słońca, który ma mieć miejsce o godzinie 19:50. W związku z tym schodzę w pobliże rzeki Yarra i spaceruję wzdłuż jej. Tutaj, na trawnikach zasiadają dziesiątki młodych ludzi i piją piwo w butelkach. Z drugiej strony znajdują się liczne restauracje i bary, gdzie tysiące ludzi postanowiło spędzić dzisiejsze popołudnie i wieczór. Jedzą, piją i rozmawiają. Wszyscy wyglądają na szczęśliwych. Klimat jest niesamowity. Tego wieczoru wiatr w Melbourne jest niesamowity. Wieje tak mocno, że kiedy robię fotkę smartfonem trzymając go dwoma palcami nagle zwiewa mi go. Ten leci jakieś 5 metrów dalej i oczywiście odpada klapka na baterię i sama bateria. Telefon na szczęście po złożeniu działa nienagannie.

Wracając już do hotelu zahaczam o Shrine of Remembrance, czyli słynną piramidę. Jest to nic innego jak Świątynia Pamięci, którą zbudowano na cześć żołnierzom, którzy polegli w trakcie obu wojen światowych. Pomnik robi niesamowite wrażenie. Szkoda, że nie dotarłem tutaj za dnia, ale jest on dobrze oświetlony. Podobno w środku znajduje się darmowe muzeum. Z uwagi, że położony jest on wysoko to z drugiej strony możemy obserwować panoramę miasta.

Chciałbym również zauważyć, że w Melbourne działa darmowy tramwaj, którym można zwiedzać centrum miasta. Ja jednak przy takiej pogodzie wolałem spacer, dzięki czemu w każdym miejscu mogłem spędzić tyle czasu ile potrzebowałem. Jak widzicie Melbourne można zwiedzić praktycznie za darmo i z uwagi, że jest to bardzo atrakcyjne miasto, to nie powinien nikt być zawiedziony. Kolejnym razem zapewne zdecyduję się wjechać na Skydeck w Eureka Tower, gdzie jest punkt widokowy na miasto.

Melbourne

Po dotarciu do hotelu szybkim krokiem skierowałem się w stronę basenu, żeby trochę się zrelaksować. Na koniec udałem się do baru, gdzie wypiłem piwo rodem z Melbourne i poszedłem spać. Snu zostało mi tylko 4,5 godziny, bowiem budzik nastawiony na 5 rano, a kolejny lot, tym razem do Perth cztery godziny później.