sty 27

Najlepsze bywają powroty

przez w Stany Zjednoczone

Ostatni mój dzień w USA to totalne nic nierobienie, tym bardziej że dzisiaj niedziela. Budzę się już po 6 bez budzika i na spokojnie się pakuję, żeby później pójść do kuchni na śniadanie. Serwowane są płatki z mlekiem oraz typowe dla Ameryki okrągłe bułki z dziurką, które spożywam z masłem orzechowym.

Z hotelu wychodzę około godziny 9, jednak bagaż zostawiam w przechowalni, żeby nie dźwigać tych dodatkowych 10 kilogramów na plecach. Zaczynam zwiedzanie Chicago od przejazdu do hali sportowej United Center, gdzie znajduje się duży pomnik Michela Jordana o którym mówi się, że jest fundatorem tego budynku z uwagi na jego dokonania w Chicago Bulls.

Dalej idę ulicą Washington Street do samego centrum mijają po drodze mniej znane muzea czy kilka kościołów. Po 4 milach docieram do downtown, gdzie fotografuję liczne wieżowce i drapacze chmur. Przechodzę w stronę Magnificent Mile, czyli jednej z najpopularniejszych ulic Chicago. Znajdują się tutaj najlepsze sklepy, wraz z Water Palace. Poza tym można zobaczyć tutaj dawną wieżę ciśnień i stację pompą oraz hotel Intercontinental, Tribune Tower oraz Wrigley Building. W ramach przerwy na Erie Street zatrzymuje się w Maku, żeby wypić kawę i trochę ogrzać, bo na dworze temperatura wynosi prawie -15 stopni. Dalej idę w kierunku Millenium Park, gdzie ponownie trafiam na Cloud Gate i wchodzę do Art Institute of Chicago. Niestety cena wejścia do muzeum zniechęca mnie, więc idę w kierunku Buckingham Fountain, który z powodu ujemnych temperatur niestety nie działa, ale jest stąd dobry widok na całe centrum. Kiedy mam już w nogach prawie 10 mil, to zatrzymuję się na obiad w lokalnym barze, gdzie za 5$ zjadam hamburgera z frytkami, dużą colą i do tego deser lodowy z czekoladą.

Przejeżdżam jeszcze czerwoną linią metra do Chinatown, które w Chicago rozmieszczone jest dosłownie na kilku ulicach, a do tego ceny w sklepach stosunkowo wysokie. Z uwagi, że zbliża się godzina 14 wracam do hotelu po bagaż i jadę w kierunku O’Hare.

Na lotnisko dojeżdżam po godzinie 15. Drukuję sobie bilety i przechodzę szybką kontrolę, po czym udaję się do saloniku. Tutaj czas mija szybko na obróbce zdjęć i rozmowach przez Internet. Godzinę przed odlotem przechodzę do saloniku znajdującego się przy moim gate’cie, żeby 15 minut przed przejść boarding. W samolocie okazuje się, że są jakieś problemy z silnikami i czekamy godzinę czasu, żeby po tym wyjść z niego i czekać kolejne 2 godziny w sali odlotów (lub saloniku). Powrót na pokład i po 3:15 h opóźnienia ruszamy z Chicago do Monachium. Lot trwa zaledwie 8 godzin z uwagi na mocny wiatr z tyłu. Samolot leci cały czas prawie 1200 km/h (ground speed). W czasie rejsu szybko podany zostaje obiad (wołowina w cieście z serem) oraz rano śniadanie (owoce i rogalik z dżemem). W czasie lotu oglądam bodajże japoński film The Girl in Sunny Place, a później idę na 4 godziny spać. Obok mnie siedzi kobieta z Indii, która leci do Delhi z małym dzieckiem. Zamieniłem się z nią miejscem, bowiem miałem „window”, a mam „aisle”, co jest mi na rękę.

Niestety (albo stety) nie zdążyłem na przesiadkę na lot do Warszawy o 10:50, przez co idę do punktu obsługi pasażera linii Lufthansa i proszę o przebukowanie lotu na rejs do Poznania o 15:15 (tak czy siak miałem na innym bilecie rejs z WAW do POZ). Nie ma z tym żadnego problemu, dlatego po 16:30 jestem już na miejscu.

IMG_1131

IMG_1135

IMG_1145

IMG_1148

IMG_1151

IMG_1156

IMG_1163

IMG_1168

IMG_1170

IMG_1171

IMG_1178

IMG_1181

IMG_1194

IMG_1209

IMG_1214

IMG_1221

IMG_1224

IMG_1238

IMG_1243

Całkiem smaczny obiad 😉

IMG_1251

Dzielnica chińska

P1070091

P1070097

Przekąska w czasie lotu z Monachium do Poznania



Tagi: , , , , ,

Zostaw komentarz