maj 26

Z Hong Kongu na Borneo z ryzykowną przesiadką

przez w Hong Kong

Dzisiaj odcinek mocno lotniczy, bowiem czekały mnie dwa loty z dosyć ryzykowną przesiadką w Kuala Lumpur. Czy się udało? Zapraszam do dalszej lektury 😉

To już ostatnie chwile w Hong Kongu. Budzę się o godzinie 7, oczywiście z pomocą budzika. Na łóżkach w hotelach rodziny Intercontinental śpi się tak dobrze, jak na żadnych innych. Mógłbym jeszcze z powodzeniem spędzić tam kilka godzin, ale niestety trzeba wstawać i ruszać dalej. Na początek dnia czekało mnie niespodziewane, darmowe śniadanie od Duty Managera (pisałem o tym poprzednio). Restauracja robi świetne wrażenie, jest przepięknie urządzona i wykończona, a także oferuje widok na wybrzeże Hong Kongu. Zjadam smacznego omleta, a na deser truskawki z borówkami i gofra. Jestem już w pełni sił do działania. Szkoda mi jednak, że muszę opuszczać Hong Kong, bowiem bardzo mi się tutaj podoba i miasto to spokojnie plasuje się w moim prywatnym rankingu najprzyjemniejszych miejsc, które odwiedziłem. Postanowiłem udać się jeszcze na 45 minutowy spacer, bowiem tyle czasu miałem w zapasie. Następnie wykwaterowałem się i poszedłem na przystanek autobusu A21 (około 400 metrów od hotelu), żeby pojechać na lotnisko. Znowu udało mi się zająć miejsce w pierwszym rzędzie, dzięki czemu przez kolejne 1,5 godziny podziwiałem miasto.

Wracając na lotnisko jechałem przez dzielnicę Mongkok. Jest to część Hong Kongu, która słynie z bardzo gęstej zabudowy i mocno zatłoczonych ulic. Mamy tutaj poupychane sklepy i restauracje jedna koło drugiej. Nad nimi są mieszkania i hotele, które można wynajmować także na godziny. Zaludnienie jest tutaj rekordowe i wynosi 130 tysięcy osób na km kwadratowy. Wspomniane sklepy są tutaj charakterystycznie pogrupowane, co jest dla mnie niekoniecznie zrozumiałe. Każdy ma swój biznes obok konkurenta. Znajdziemy tutaj dosłownie wszystko od sprzętu elektronicznego, po sprzęt sportowy czy sklepy zoologiczne.

Z ciekawostek warto sobie powiedzieć, że liczba turystów przybywających z Chin Ludowych jest ograniczona do kilku tysięcy dziennie. Taka sama sytuacja podobno jest na Tajwanie (tutaj chyba 7k dziennie). Ograniczona jest także liczba pojazdów z Chin na terenie HK. Może ich przebywać maksymalnie 350 sztuk.

Po dotarciu na lotnisko podszedłem do automatu od self check in i odprawiłem się na lot. Wraz z biletem przeszedłem kontrole i udałem się do saloniku The Pier, który znajduje się obok bramki 64. Jest osobna część dla pasażerów klasy pierwszej i dla klasy biznes. Ja z uwagi na srebrny status w BA EC mogłem udać się do tego drugiego. Przypominał mi on dosyć mocno poczekalnię Cathay Pacific z Manili. Tutaj także mieliśmy podział na kilka stref, jednak było ich więcej, a także zdecydowanie szerszy wybór jedzenia i picia. Jest tutaj miejsce dla miłośników picia herbat, bar z najróżniejszymi alkoholami, specjalny bar gdzie serwowane są dania makaronowe, zupy i pierożki, a także strefa wypoczynkowa. Nie zabrakło oczywiście pryszniców. Oczekiwanie na lot minęło mi bardzo szybko i kiedy rozpoczął się boarding ruszyłem do samolotu, który stał przy bramce 41.

Zająłem miejsce w rzędzie przy wyjściu ewakuacyjnym, gdzie miejsce na nogi jest wręcz nieograniczone. W czasie rejsu podano jeden ciepły, skromny, ale bardzo smaczny posiłek. Ja wybrałem kluski z serem i warzywami. Pomimo niewielkiej porcji najadłem się i pozostały czas pracowałem na komputerze. Lot trwał niecałe 4 godzin. Po tym czasie Boeing 777-300 wylądował na lotnisku KLIA w Kuala Lumpur. Byliśmy na płycie 10 minut przed czasem rozkładowym, co zwiastowało powodzenie mojej przesiadki. Miałem od teraz 1,5 godzin na zmianę terminalu na KLIA2 i lot do Kuching liniami AirAsia. Szybkim krokiem wyszedłem z samolotu i skierowałem się na pociąg, który zawodzi pasażerów de sektora przylotów. Tam musiałem przejść kolejną kontrolę dokumentów. Na szczęście nie miałem bagażu, więc nie musiałem czekać przy taśmach, ale od razu poszedłem na kolejkę pomiędzy terminalami. Bilet na przejazd kosztuje 2 RM (lub 1,8 RM przy płatności kartą). Pociąg zjawił się po około 10 minutach. Swoją drogą było tutaj słychać same polskie głosy. Jakaś duża grupa naszych rodaków w wieku 40-50 lat przybyła na wakacje do Malezji. Bardzo się cieszę, że coraz więcej podróżujemy.

W terminalu KLIA2 zameldowałem się 40 minut przed odlotem. I tutaj mały zonk. Nie można się już odprawić na lot (a zapomniałem to zrobić wcześniej). Udaję się do obsługi, gdzie informują mnie o dopłacie za odprawę po czasie 60 RM! Nie miałem przy sobie gotówki poza 4 RM, które zostały mi z ostatniej wyprawy do Malezji. Czasu też nie miałem żeby szukać kantoru. Pracownik lotniska w końcu wziął ode mnie 4 RM i wydrukował bilet 😀 Bardzo to miło z jego strony, a ja pełen nadziei ruszyłem w kierunku strefy odlotów krajowych na kolejną kontrolą bagażową. Do odlotu zostało około 20 minut, kiedy to zameldowałem się przy bramce. Trwał już boarding. Lot miał obłożenie praktycznie 100%. Po 1:50 h w końcu wylądowałem po raz pierwszy w swoim życiu na Borneo. Tu o dziwo czekała mnie kolejna kontrola paszportowa (pomimo, że to krajówka).

W holu głównym lotniska poszedłem wypłacić niezbędne Ringi Malezyjskie do bankomatu, a następnie zamówiłem Ubera na transfer do hotelu. Czekając na samochód zaczepił mnie pewien Włoch z propozycją podziału kosztów za taksówkę. Pojechaliśmy razem rozmawiając o podróżach i piłce nożnej. Mieszka on w Napoli i jest wielkim fanem piłki nożnej, a także naszych zawodników (Zielińskiego i Milika). Kierowca nie wiedział, gdzie jest jego hostel, więc wpierw zostawił mnie w hotelu Hilton Kuching, gdzie miałem spędzić jedną noc.

Zakwaterowanie przebiegło sprawnie na 12 piętrze w saloniku Executive Lounge. Otrzymałem upgrade do pokoju Junior Suite z pięknym widokiem na rzekę. Pokój robił dobre wrażenie, chociaż po poprzednich noclegach nie było takiego efektu „wow”. W łazience była zarówno wanna, jak i prysznic. Minibar był zamknięty, a do picia były dwie butelki wody. Jeszcze zdążyłem udać się na wieczorną herbatę, a następnie pójść spać. To był bardzo męczący dzień, ponieważ praktycznie cały spędziłem w podróży. Zmieniła się strefa klimatyczna (ale nie czasowa), a mnie czekało kolejnego dnia zwiedzanie miasta kotów oraz odwiedziny centrum rehabilitacji orangutanów.



Tagi: , , , , , , , , , , , , , , , , ,

Zostaw komentarz