kw. 26

Dookoła świata w 13 dni: biznes klasa Philippine Airlines na powrót do domu

przez w Anglia, Filipiny

Nastał dzień w którym rozpoczynam już taki konkretny powrót do domu (jeżeli w podróży dookoła świata można mówić o locie powrotnym). Wstaję około godziny 6 rano i powoli zaczynam pakować swoje rzeczy. Następnie udaję się do recepcji, ponieważ mój kabel do ładowania telefonu rozleciał się na dobre i chciałbym pożyczyć ładowarkę. Obsługa oferuje mi podłączenie smartfona do ich ładowarki, którą mają w recepcji. To w pewien sposób mnie urządza, ponieważ do czasu wylotu będę miał czynny telefon, a później może uda mi się kupić nowy kabelek na lotnisku. Po załatwieniu tej sprawy kieruję się na śniadanie, które serwowane jest od godziny 7 w restauracji na parterze.

Po odhaczeniu mojego pokoju na liście gości, sympatyczna kelnerka zaprowadza mnie do stolika i oferuje ciepłe napoje do zamówienia. Wybieram kawę i udaję się do bufetu, żeby zobaczyć co jest serwowane na śniadanie w Novotelu Manila Araneta Center. I tutaj następuje pełna konsternacja. Wybór jedzenia jest zdecydowanie największy jaki do tej pory widziałem na tym wyjeździe. Dostępne są najróżniejsze potrawy nie tylko z kuchni filipińskiej czy europejskiej, ale także indyjskiej czy japońskiej. Każde danie wygląda bardzo smacznie i świeżo. Niestety nie sposób spróbować wszystkiego. Na uwagę zasługują m.in. najróżniejsze soki z wyciskanych owoców i warzyw, włoska pizza w kilku wydaniach, zupy gotowane przez kucharza ze składnikami, które sobie zażyczymy, placuszki indyjskie czy przepyszne słodkie babeczki.

Po śniadaniu w głównej restauracji udaję się dokończyć pakowanie, a następnie wjeżdżam na 24 piętro, żeby porobić zdjęcia okolicy za dania z tarasu, który znajduje się w Premier Lounge. Tutaj liczba osób, które jedzą śniadanie jest niewielka. Wybór również zdecydowanie mniejszy niż w restauracji na dole. Z uwagi, że zaczyna gonić mnie czas to wracam do pokoju po walizkę, a następnie zjeżdżam windą na dół oddać kartę od pokoju i odebrać swój telefon. Zamawiam Ubera na godzinę 8:30, żeby dojechać na lotnisko. W czasie oczekiwania postanawiam wykorzystać voucher na drinka powitalnego (mój będzie pożegnalny) i zamawiam w barze Mohito. Zostaje ono podane wraz ze szklanką wody i orzeszkami.

Mój wylot jest planowany na godzinę 12:25, więc mam 4 godziny czasu do odlotu. W związku z tym nie stresuję się i zasiadam w taksówce, która ma mnie zawieźć do terminalu 2, skąd lata Philippine Airlines do Londynu. Okazuje się, że korki są tak olbrzymie o tej godzinie w Manili, że nasz przejazd trwa dokładnie 3h! Przecież trasę ok. 10 kilometrów spokojnie pokonałbym na piechotę dużo szybciej. Pojawia się lekki stres, bowiem nie spodziewałem się, że pokonanie tak niewielkiego odcinka może zabrać mi tyle czasu.

Od razu kieruję się do stanowiska odprawy biznes klasy, gdzie na szczęście zupełnie nie ma kolejki. Pasażerowie tak podróżujący mogą zabrać bagaż podręczny i rejestrowany do 40 kilogramów (do Europy, Australii i kilku innych miejsc). Następnie ma miejsce szybka kontrola paszportowa i bagażowa. Po tym kieruję się na koniec terminalu, gdzie znajduje się salonik Mabuhay Lounge. Po sprawdzeniu mojego biletu wchodzę do środka, gdzie liczba oczekujących osób jest niewielka. Wstęp mają tutaj tylko pasażerowie klasy biznes oraz osoby należące do programu Frequent Flyer Mabuhay Elite i posiadające status Premier Elite.

Poczekalnia ta to bardzo dobre miejsce do relaksu, pracy i zjedzenia czegoś smacznego. Mamy tutaj także możliwość skorzystania z prysznica przed podróżą. Nie brakuje stanowisk z najnowszą prasą i magazynami oraz sali telewizyjnej. Ja jednak kieruję się do drugiego pomieszczenia, gdzie po prawej stronie znajduje się bar z napojami, a po lewej bufet z ciepłym i zimnym jedzeniem. Jest także trzeci pokój, w którym możemy napić się kawy i posiedzieć w ciszy z gazetą. Jeżeli chodzi o wybór jedzenia to znajdziemy tutaj sporo świeżych owoców, słodyczy, a także niezły wybór dań na ciepło. Nie zabrakło oczywiście soków, zimnych napojów gazowanych, kawy i herbaty, a także alkoholi. Obsługa w zasadzie tylko sprząta po gościach, a barman wydaje drinki przy barze. Panuje tutaj duży spokój. Poczekalni tej oczywiście nie można porównywać do saloników Emirates czy Qataru, ale jest to całkiem nieźle wyposażone miejsce, gdzie możemy spędzić czas przed naszą podróżą.

Kiedy zaczyna się boarding powoli zbieram się i kieruję do bramki. Po sprawdzeniu biletu przechodzę rękawem do samolotu Airbus A340-300. Tutaj wita mnie bardzo miły personel. Z uwagi, że nie ma jeszcze zbyt wiele osób to udaję się na spacer po kabinie ekonomicznej.

Wróćmy jednak do kabiny klasy biznes, w której podróżowałem. Widać, że ma już ona swoje lata. Układ foteli jaki oferuje to 2-2-2. To niestety nie zapewnia praktycznie żadnej prywatności. Z drugiej strony dopisało mi sporo szczęścia, ponieważ obłożenie tego lotu było niewielkie i prawie każdy siedział sam (również ja, miałem dwa miejsca do dyspozycji). Na początku szefowa pokładu proponuje mi do picie cztery rodzaje soków. Po chwili udaję się na rozmowę z jednym ze stewardów w sprawie zapotrzebowania na ładowarkę do telefonu 😉 Ten odpowiada mi, że niestety nie mają takich do dyspozycji na pokładzie, ale da mi swoją prywatną quick charge, dzięki czemu szybko naładuję swój smartfon. Przy okazji dodam, ze przy każdym fotelu jest dostępne gniazdko do ładowania urządzeń elektronicznych. Poza tym mamy dostępną lampkę do czytania, wyjmowany stolik z podłokietnika, a także ekran z IFE. Z tyłu fotela poprzedzającego znajdziemy kieszeń na gazetki pokładowe, a także miejsce na butelkę z wodą. Na czas lotu otrzymałem poduszkę oraz koc, a także saszetkę z akcesoriami i kosmetykami.

Na szczególną uwagę zasługuje fotel, który posiada możliwość rozłożenia praktycznie do pozycji leżącej. Możemy regulować każdy jego odcinek. Przy moim 188 cm wzrostu nie miałem problemu, żeby przespać w samolocie prawie 8 godzin i czułem się jakbym był w łóżku. Oczywiście w pierwszej klasie Lufthansy czy Etihadu (oba A380-800) było zdecydowanie wygodniej, ale już bardzo porównywalnie do biznes klasy Air Canada (787-9).

Gabinet pokładowy zebrał od pasażerów zamówienia na obiad. Do wyboru były cztery dania główne. O tyle jest tutaj dziwnie, że stewardessa podchodzi do nas z menu i stoi nad nami do momentu wyboru, a następnie je zabiera. Zdecydowanie lepiej byłoby, gdyby menu były dostępne dla nas przez cały okres trwania rejsu. Jako czekadełko przed przystawką podane są hm… takie chlebki z kremami. Raczej przeciętne w smaku. Później dostaję sałatkę warzywną i kawałki łososia, a na danie główne zamówiłem ryż z wołowiną. Na deser podane są owoce oraz sernik. Tego drugiego już nie jestem w stanie zmieścić, więc dziękuję.

Lot mija bardzo spokojnie. Chociaż warto podkreślić, że jakieś 20 minut po starcie kapitan poinformował o problemie technicznym z drzwiami i konieczności powrotu do Manili. Chwilę później jednak odwołał to i lecieliśmy dalej do Londynu. W czasie całego rejsu z tyłu był przygotowany bar z przekąskami – chipsy i jabłka oraz woda w butelkach. W między czasie podano kawę, a na 2,5 godziny przed lądowaniem śniadanie. Jest to o tyle dziwne, że lądowaliśmy przecież o godzinie 19, więc trochę późno na śniadanie 😉

Ten posiłek jednak dużo bardziej przypadł mi do gustu. Na początku były płatki z mlekiem, chociaż można było wybrać także jogurt czy banana. Na danie główne mogliśmy wybrać po raz kolejny jedno z czterech dań. Zapamiętałem, że była dostępna „polish kielbasa”, jednak ja na nią się nie zdecydowałem a wybrałem coś rodem z Chin. Była to także kiełbasa tylko, że opiekana oraz ryż. To danie smakowało mi i mogłem puszczać samolot najedzony.

Na lotnisku Heathrow poszedłem w kierunku stacji metra. Tam znajduje się informacja turystyczna, gdzie podałem młodej dziewczynie adres mojego hotelu, a ona przedstawiła mi opcje dojazdu. Zasugerowała wyrobienie karty Oyster, żeby taniej poruszać się po Londynie. Jej koszt to 5 Funtów. Oczywiście tak zrobiłem i udałem się na metro. Jechałem z około godziny z jedną przesiadką i następnie autobusem 36 (koszt 1,5 Funta) praktycznie pod drzwi mojego hotelu. Tym razem zatrzymuję się w Best Western London Peckham.

W recepcji wita mnie nasz rodak i daje kartę do pokoju. Nie spodziewałem się super warunków, a tutaj duże zdziwienie. Cały obiekt wręcz pachnie nowością. Jest bardzo czysto, nowocześnie i Internet działa doskonale. Ja jednak szybko wracam na recepcję zapytać o najbliższy sklep, bowiem nadal potrzebuję kabel do mojego telefonu. Pan Łukasz wskazuje mi całodobowy store dosłownie 50 metrów dalej. Tam też udaje mi się nabyć upragniony kabel do ładowania smartfonu. Po powrocie do hotelu biorę prysznic i idę spać.

DCIM299MEDIA

Różnice czasu najwyraźniej dają mi się we znaki, bowiem budzę się sam już po 4 rano. Stwierdzam, że to dobra okazja, żeby zaliczyć spacer po Londynie i coś zobaczyć na trasie dookoła świata także w Europie. Pakuje się, oddaję kartę na recepcji (teraz inny z naszych rodaków mnie żegna) i idę na autobus 36, którym podjeżdżam w okolice Tamizy. Stąd kieruję się pieszo na dworzec Victoria, skąd mam jechać na lotnisko Stansted. Wcześniej kupiłem bilet na przejazd Easybusem za 2 Funty. Trzeba było go wydrukować, ale totalnie o tym zapomniałem, więc mam lekki stres, że nie będę wpuszczony do środka. Na miejscu okazuje się jednak, że pojadę komfortowym national express, gdzie wystarczy pokazać bilet na telefonie.

Nasz przejazd z centrum Londynu na lotnisko Stansted zajmuje około 1,5 godzin. W związku z czym docieram na miejsce o 8:30. Mój rejs do Poznania zaplanowany jest na godzinę 11:20, więc mam sporo czasu, żeby udać się do saloniku Escape na śniadanie. Wchodzę tutaj za okazaniem karty Priority Pass. Jeżeli ktoś jednak jej nie posiada to może wejść także za opłatą 21 Funtów. To raczej przeciętna inwestycja, tym bardziej w porze śniadania. Wybór jedzenia jest skromny, a z menu możemy zamówić za darmo pięć dodatkowych dań np. jajko na miękko z tostami czy bułkę z boczkiem lub kiełbasą na ciepło. Spędzam tutaj blisko 2 godziny po czym udaję się na boarding rejsu FR do Poznania. Samolot jest pełen. Mój bagaż otrzymuje zawieszkę, że zostanie zabrany do luku bagażowego. Nie mam w nim nic, co mogłoby ulec uszkodzeniu więc oddaję go przed wejściem na pokład. Lecimy 1:50 h, po czym lądujemy w zimnej stolicy Wielkopolski. W Londynie było około 8 stopni więcej i aura była dużo bardziej zachęcająca. Po wejściu do hali odlotów jestem przywitany nie tylko przez moją dziewczynę (fajna niespodzianka :)), ale także przez młodzież rozdającą w ten dzień rogale świętomarcińskie.

Ile to kosztuje?

Przelot z Bali przez Manilię do Londynu w biznes klasie kosztuje regularnie około 6600 złotych (obrazek poniżej). Ja ten bilet nabyłem za około 20% tej ceny, dzięki błędowi taryfowemu, który zdarzył się przewoźnikowi w lipcu zeszłego roku. Bilety jak widzicie były honorowane. Mój nocleg w Londynie (drugi obrazek poniżej) i lot powrotny liniami Ryanair do Poznania to wydatek zaledwie 0,01 GBP. Skąd taka kwota? Dzięki użyciu kodu zniżkowego na pakiet lot+hotel u jednego z pośredników, który zapomniał ustawić kwoty minimalnej rezerwacji. Trzeba być czujnym, a będziemy latać tanio, bardzo tanio.



2 komentarze to “Dookoła świata w 13 dni: biznes klasa Philippine Airlines na powrót do domu”

  1. From Dan:

    5 gwiazdkowe hotele, klimatyzowane taksówki, samolot w klasie biznes… 2 tyg. na podróż dookola swiata…. wyrzucona kasa w bloto. Nic nie zobaczyles…

    Posted on 27 kwietnia 2017 at 01:40 #
    • From Mati:

      Praktycznie wszystkie te miejsca odwiedziłem już wcześniej. Poza tym uważam, że podczas tej podróży zobaczyłem sporo. Na pewno więcej niż siedząc na kanapie w domu.

      Posted on 10 maja 2017 at 18:08 #

Zostaw komentarz